OKIEM OJCA Nocne (i nie tylko) z synami rozmowy

Zygmunt i Teodor mowią (Hurra!!), mówią bardzo dużo (Hmm no cóż...), mówią bardzo ładnie (Super!!!) i głośno (e no ten tego...). Tak to już z nimi jest, a jak ja mówię do nich? Jeśli prawdą jest, że dzieci najwięcej się uczą poprzez obserwację rodziców to w takim razie mówię dużo i głośno. Pewnie tak trochę jest, ale przede wszystkim mówię do nich tak jak chciałbym żeby mówiono do mnie.


Matka Żywicielka

Na początek: nie zdrabniam, nie zmiękczam i w ogóle, odpuściłem ten cały bobasowy bełkot. Bez przesady ale ja tu wychowuje przyszłych zdobywców kosmosu i intergalaktycznych superbohaterów (możliwe,że któryś okaże się złolem, ale oby nie). Jak już mają się uczyć mówić to niech się uczą od razu poprawnie.

Złolem? Co to za słowo?! No właśnie, skoro już mówią całkiem nieźle, to czemu nie pozwolić im się troszkę pobawić tym językiem, więc witajcie neologizmy, makaronizmy i różne inne izmy. Tym sposobem w naszym domu zagościły różne dziwne określenia na przykład: złol - przeciwnik dobrej postaci w filmie/grze, tepne się tam - skrót od teleportuje czyli szybko pobiegnę, kapacica - kocica gepardzica, wieczfilm - wieczór filmowy z popcornem, dzień świnki - dzień bez kąpieli.

Jedną z zasad jakie przyjęliśmy z Martą jest to,że odpowiadamy dzieciom na wszystkie ich pytania i to najlepiej jak umiemy. Co wymaga czasem pewnej gimnastyki mózgu. Przypomina mi się taka sytuacja w supermarkecie: kasa, kolejka, stado znudzonych ludzi w upalny dzień,a gdzieś pośrodku My i Zygmunt,który z ciekawością pyta "Co to?" trzymając w dłoni pudełko prezerwatyw. Kątem oka widziałem te wszystkie wyciągające się szyję i spojrzenia wyczekujące odrobiny rozrywki moim kosztem. "To środki antykoncepcyjne" odpowiedziałem - "Aha" odpowiedział dalej pogodny Zet i już oglądał coś innego. Zepsuliśmy ludziom zabawę.

Jak czegoś nie wiem, to mówię,że nie wiem i jeśli chcą to mogę poszukać odpowiedzi w internecie lub książce. Po pierwsze niech wiedzą,że Ojciec nie jest nieomylny ,a po drugie niech nauczą się jak zdobywać informacje. Jak Zet nie wiedział gdzie leżą Hawaje to dostał telefon i pytał google tak długo aż znalazł. Pamiętam jak któregoś razu Zygmunt spędzał czas ze starszym kolegą, a jak kolega pojechał do domu to Zet  zapytał czy może pooglądać maszyny budowlane na YouTube odpowiedziałem,że może i wyciągnąłem rękę po tablet żeby mu wpisać odpowiednią frazę w wyszukiwarkę, Zet z błyskiem w oku przysunął tablet do swojej twarzy, dotknął ikonki mikrofonu i wyrecytował: "maszyny budowlane", YouTube elegancko uzupełnił pole wyszukiwania ,a Zet wcisnął lupkę i poszło. Właśnie dlatego nie mam zamiaru zgrywać przed nimi omnibusa, a bardziej robię co mogę, żeby za nimi nadążyć.

Jeśli coś tłumaczę, to staram się to robić prosto ale nie prostacko, podobno Albert Einstein powiedział kiedyś, że jeśli nie umiesz czegoś prosto wytłumaczyć to sam dostatecznie dobrze tego nie zrozumiałeś. Pamiętam jak tłumaczyłem Zygmuntowi jak wyciągnąć siekierę wbitą w pieniek,że skoro grawitacja działa w dół to lepiej trzonek nacisnąć na końcu i wykorzystać długość trzonka jako dźwignię, a grawitację jako dodatkowy mięsień. Jak za jakiś czas widziałem, że pokrywkę puszki podważa śrubokrętem żeby ja otworzyć to wiedziałem, że zrozumiał. 

Oczywiście nie o wszystkim trzeba mówić, ale przez to, że bez kombinowania przyznaję się naszym dzieciom, że czegoś nie wiem albo nie rozumiem, to jeśli pytali o to kto to jest pedofil to mogłem im po prostu powiedzieć, że to ktoś kto robi krzywdę dzieciom i na chwilę obecną nie muszą wiedzieć więcej. Obiecałem, że jeśli będą więksi i dalej znowu zapytają to im powiem więcej, na razie muszą pamiętać, żeby z nikim obcym nigdzie nie chodzić bez wiedzy rodziców.

Czy takie podejście jest dobre? Nie wiem ale jest najlepszym jakie udało Nam się wymyślić. Kiedyś spotkaliśmy się z opinią jednej z pań psycholożek, że przeintelektualizujemy nasze dzieci. Dowodem na ten haniebny proceder miało być to, że gdy Zet zapytał, co jest napisane na tabliczce w szatni (Szatnia nie odpowiada za rzeczy pozostawione w kurtkach) żona przeczytała mu napis zamiast odpowiedzieć - tu cytat: "Zie nie wolnio zostawiać niciego w kujtećkach". Nosz dupa blada, nie po prostu NIE!

Dupa? Czy przeklinamy przy dzieciach? Nie, mocno się staramy nie. No ale kto nigdy ten niech pierwszy rzuci kamień.  Żona w tym nie przeklinaniu jest lepsza, jednak mamy tu jedną anegdotę. Listopad, popołudnie Marta zgarnęła dzieci z przedszkola. Padał deszcz, paskudna szarówka, Matka dzieciom wytęża wzrok za kierownicą. Na przejściu widzi kobietę z wózkiem, zatrzymuje się, żeby ją przepuścić, na zewnątrz pada deszcz, w aucie nie, można poczekać. Z naprzeciwka jedzie dostawczak, pan kurier zajęty rozmową telefoniczną śmiga pieszej przed wózkiem, kobieta odskakuje. - O ty ch...ju głupi! - wyrywa się ślubnej. Na co z tyłu cichy głosik Zeta mówi - Przekleła, nieładnie, ale w słusznej sprawie, to nic nie będę jej mówił.

13 komentarzy:

  1. Pamiętam jak Marta opowiadała mi tą sytuacje z psycholog, popłakałam się wtedy ze śmiechu i dziś też bo se to przypomniałam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie samo podejście. Nie ma takiego tematu o którym bym nie rozmawiała z dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super podejscie, ja dzieki temu ze nie mialam sekretow przed rodzicami ( a aniolem nie bylam) teraz mam idealne stosunki i nadal uwielbiamy ze soba rozmawiac i zawsze mamy o czym ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie tam macie :) U nas niestety duża różnica wieku i młodsza córka uczy się od starszej. Naśladuje ją idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A myślałam, że tylko ja nie zdrabniam i nie zmiękczam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najcudowniejsza jest chyba anegdota jak to Pani w sklepie do dwuletniego Zeta powiedziała coś w stylu "a nie bieź tiego dio buzi, będę" a Zet teatralnym szeptem "Mamo, po jakiemu mówi ta pani?" 😂

      Usuń
  6. Zgadzam się w całej rozciągłości. A co do zdrabniania i bobasowego bełkotu - absolutnie nie, własnie stąd biorą się problemy logopedyczne dzieci. Brawo za taką postawę <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam bardzo podobne podejście - nie znoszę zwracania się do dzieci jakimś dziwnym, słodkopierdzącym bełkotem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi się takie podejście bardzo podoba! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie na takie podejście zdecydowaliśmy się, wszystkim nam to odpowiada. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chyba już przejęłam zwyczaje holenderskie, bo oni lubią zdrabniać, tak jak oni zawsze idą na kawkę, piwko to ja wolę całować stópki, masować plecki i zakładać skarpetki. Nie wiem czemu niektórzy uważają że zdrabnianie to zło. Ciumcianie to inna historia i tego nie tolerujemy, tylko w Polsce się z tym spotykamy. Ale z tą "nowo mową" to u nas też jest wesoło, mamy taki domowy slang z dodatkiem języka holenderskiego. Zuźka pod tym względem jest bardzo kreatywna, np. odmiana polskich rzeczowników, ale powstają też nowe słowa, np. holenderski czasownik odmieniany wg polskiej gramatyki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziwna ta Pani psycholog, doprawdy :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Matka Żywicielka , Blogger